Wracam myślami do dzieciństwa…
Mój dom rodzinny – góralska chata – mroźna i śnieżna zima.
Kiedy rano chuchałem na szyby okien, malowane nocą przez mróz,
kilka promieni słońca wpadających przez ogrzany kawałek szkła
dawało tyle ciepła i czyniło świat baśniowym…
Teraz po latach,
kiedy maluję, kiedy biorę do ręki kawałek zimnego szkła –
myślami jestem tam i wtedy.
W moim rodzinnym domu…
[Stanisław Wyrtel]
W Zakopanem zdobywał zawód – ukończył Technikum Budownictwa Regionalnego. Ale tego, czym się naprawdę zajmuje, wyuczył się sam. Pracując w Orawskim Parku Etnograficznym jako przewodnik codziennie widywał niewielkie obrazki, zdobiące białe izby orawskich chałup. I coś musiało w nich być frapującego, skoro zainspirowały artystę do własnych prób malowania na szkle. Pierwsze dzieła były z treści i formy ludowe i orawskie; kilka można oglądać jeszcze w autorskiej galerii w Zubrzycy Górnej, a traktowane są przez twórcę z dużym sentymentem.
Tradycyjna forma szybko przestała wystarczać zdolnemu amatorowi. Po perfekcyjnym opanowaniu trudnej techniki malowania na szkle zaczął eksperymentować. Tematyka pozostała ta sama – wizerunki świętych i sceny religijne – ale poza tym stopniowo zmieniało się wszystko. Kreska stała się finezyjnie cienka i dynamiczna. Przestała ograniczać zamknięte płaszczyzny – stała się zaledwie szkicem, kanwą na której dopiero buduje się prawdziwy obraz, wyczarowany kolorem. Złocenia rozbiegły się po całej powierzchni obrazu, nie podkreślając już ważności elementów statycznych – stały się czymś co tworzy ruch.
Najbardziej odkrywczo podszedł jednak Stanisław Wyrtel do stosowania koloru w swoich pracach. Stopniowo ustalił charakterystyczną “wyrtlowską” gamę – zestaw ciepłych barw z przewagą brązów, pozwalających rozjaśniać bryły złamaną bielą aby przez pośrednie beże, ugry i ciemniejsze róże indyjskie wtopić je w głębokie sieny i umbry na obrzeżach. Oczywiście w obrazach występują i zgaszone karminy, i zielenie, i przepiękne błękity – zwłaszcza paryskie i Rembrandta – ale dominuje głęboki brunatny cień.
Z czasem zmieniła się i tematyka przedstawień – artysta zaczął tworzyć wirujące, ruchliwe kompozycje, inspirowane utworami muzycznymi. Tu z kolei barwy znacznie ochłodziły się, zaczęły jaskrawo błyszczeć. Kolejnym etapem twórczości były widoki orawskie – fragmenty skansenu w Zubrzycy, wnętrza chat, zadaszone studnie, ule. I znów kolor złagodniał, pejzaże pokryła delikatna mgła, we wnętrzach chat zapanował zmrok.
Najnowsze obrazy Stanisława Wyrtla to i tradycja i nowoczesność. Widzimy na nich kolędników za zaśnieżonymi oknami, pastuszków grających na fujarkach, świętych wpatrzonych w daleki lepszy świat – i kompozycje nieprzedstawiające, na których każdy może zobaczyć to, co w malarstwie Staszka wydaje mu się najlepsze. Przede wszystkim widać tu poszukiwania i wiele, wiele pracy. I chyba dobrze, że sztuka, którą tworzy jest tak niejednolita i niejednoznaczna. Ale czy w naszych czasach można być jeszcze artystą ludowym? Można jednak czerpać z bogatej skarbnicy przeszłości i docierać do środków wyrazu, które były bliskie wszystkim pokoleniom.
Bogda Felczyńska
Mój dom rodzinny – góralska chata – mroźna i śnieżna zima.
Kiedy rano chuchałem na szyby okien, malowane nocą przez mróz,
kilka promieni słońca wpadających przez ogrzany kawałek szkła
dawało tyle ciepła i czyniło świat baśniowym…
Teraz po latach,
kiedy maluję, kiedy biorę do ręki kawałek zimnego szkła –
myślami jestem tam i wtedy.
W moim rodzinnym domu…
[Stanisław Wyrtel]
Stanisław Wyrtel jest jednym z najbardziej znanych artystów uprawiających malarstwo na szkle. Pochodzi z Zubrzycy Górnej na Orawie, tam pracuje, tam urodziły się jego dzieci.
W Zakopanem zdobywał zawód – ukończył Technikum Budownictwa Regionalnego. Ale tego, czym się naprawdę zajmuje, wyuczył się sam. Pracując w Orawskim Parku Etnograficznym jako przewodnik codziennie widywał niewielkie obrazki, zdobiące białe izby orawskich chałup. I coś musiało w nich być frapującego, skoro zainspirowały artystę do własnych prób malowania na szkle. Pierwsze dzieła były z treści i formy ludowe i orawskie; kilka można oglądać jeszcze w autorskiej galerii w Zubrzycy Górnej, a traktowane są przez twórcę z dużym sentymentem.
Tradycyjna forma szybko przestała wystarczać zdolnemu amatorowi. Po perfekcyjnym opanowaniu trudnej techniki malowania na szkle zaczął eksperymentować. Tematyka pozostała ta sama – wizerunki świętych i sceny religijne – ale poza tym stopniowo zmieniało się wszystko. Kreska stała się finezyjnie cienka i dynamiczna. Przestała ograniczać zamknięte płaszczyzny – stała się zaledwie szkicem, kanwą na której dopiero buduje się prawdziwy obraz, wyczarowany kolorem. Złocenia rozbiegły się po całej powierzchni obrazu, nie podkreślając już ważności elementów statycznych – stały się czymś co tworzy ruch.
Najbardziej odkrywczo podszedł jednak Stanisław Wyrtel do stosowania koloru w swoich pracach. Stopniowo ustalił charakterystyczną “wyrtlowską” gamę – zestaw ciepłych barw z przewagą brązów, pozwalających rozjaśniać bryły złamaną bielą aby przez pośrednie beże, ugry i ciemniejsze róże indyjskie wtopić je w głębokie sieny i umbry na obrzeżach. Oczywiście w obrazach występują i zgaszone karminy, i zielenie, i przepiękne błękity – zwłaszcza paryskie i Rembrandta – ale dominuje głęboki brunatny cień.
Z czasem zmieniła się i tematyka przedstawień – artysta zaczął tworzyć wirujące, ruchliwe kompozycje, inspirowane utworami muzycznymi. Tu z kolei barwy znacznie ochłodziły się, zaczęły jaskrawo błyszczeć. Kolejnym etapem twórczości były widoki orawskie – fragmenty skansenu w Zubrzycy, wnętrza chat, zadaszone studnie, ule. I znów kolor złagodniał, pejzaże pokryła delikatna mgła, we wnętrzach chat zapanował zmrok.
Najnowsze obrazy Stanisława Wyrtla to i tradycja i nowoczesność. Widzimy na nich kolędników za zaśnieżonymi oknami, pastuszków grających na fujarkach, świętych wpatrzonych w daleki lepszy świat – i kompozycje nieprzedstawiające, na których każdy może zobaczyć to, co w malarstwie Staszka wydaje mu się najlepsze. Przede wszystkim widać tu poszukiwania i wiele, wiele pracy. I chyba dobrze, że sztuka, którą tworzy jest tak niejednolita i niejednoznaczna. Ale czy w naszych czasach można być jeszcze artystą ludowym? Można jednak czerpać z bogatej skarbnicy przeszłości i docierać do środków wyrazu, które były bliskie wszystkim pokoleniom.
Bogda Felczyńska